Kolejna nowa restauracja na Mokotowie. Tym razem w takim miejscu, gdzie chyba nikt nie spodziewałby się smaków włoskiej kuchni. Nawet trochę trudno ją znaleźć w zakamarkach pawilonów na rogu ulic Kazimierzowskiej i Wiktorskiej. Ale warto szukać, bo jedzenie jest bardzo dobre!
Restauracja prawie w piwnicy, surowe wnętrze, przejście przez parking....to nie brzmi dobrze. Jednak w Stółdzielni czuje się, że nic nie jest tak ważne, jak jedzenie. Trzeba mieć dużo optymizmu, by zdecydować się otworzyć restaurację w takim miejscu.
Póki co, w weekendy potrzebna jest rezerwacja. W Stółdzielni jest tylko kilka stolików, a już chyba sporo osób polubiło to miejsce. W sobotę, w porze lunchu, wszystkie były zajęte. Inspiracja? Kuchnia włoska. Kucharze używają produktów, sprowadzanych głównie z Włoch.
Karta jest dość obszerna i często się zmienia. Stały punkt programu to oczywiście pizza. Jest bardzo dobra. Z przystawek warte polecenia są rydze podawane na świeżych listkach rukoli. Ciekawa propozycja to także foccacia z lordo (cieniutką, włoską słoniną), klasyczna foccacia, carpaccio z ośmiornicy. Z sobotnich dań głównych polecana była dorada z grilla oraz małże, ale przekornie przetestowałam grillowane krewetki z musem z mango. To bardzo dobre połączenie.
W Stółdzielni zjemy także deser, ale jak dowiedziałam się – ciasta nie są przygotowywane w restauracji tylko u przyjaciół – Piniata Słodkości. Zdecydowałam się na może mało włoski deser, bo sernik czekoladowy z delikatnym kajmakowym kremem i orzechami laskowymi. Według mnie nie był to jednak najlepszy wybór. Po za tym deser bez kawy...No właśnie Stółdzielnia to raczkująca restauracja, działa od niedawna i ekspress jeszcze nie dojechał. Ma być w przyszłym tygodniu. Na pewno wrócę na kawę i nie tylko. Latem planowany jest ogródek i wydzielone miejsce na zabawy dla dzieci. Trzymam kciuki, bo urządzenie go w tym miejscu nie będzie takie łatwe.
Foto: własność restauracji
DG