Sportowcy zarabiają miliony, aktywiści walczą, a dzieci – tyją. Brytyjscy działacze z dziedziny zdrowia apelują do rządu o zakaz reklamowania fast foodów przez sportowców. Czy osiągną sukces? Problem jest poważny, bo promocja śmieciowego jedzenia tylko zwiększa odsetek otyłych dzieci w Wielkiej Brytanii. A obecnie z nadwagą zmaga się w całym państwie już 1/3 maluchów.
David Beckham w tym roku wsparł firmę Burger King, wcześniej reklamował Pepsi. Pływak Michael Phelps nawiązał współpracę z Subwayem, piłkarz Gary Lineker z producentem chipsów Walkers, a pływaczka Rebecca Adlington z firmą Cadbury produkującą głównie słodycze. Gra toczy się tu o duże pieniądze, dla obu stron.
Wątpliwe jest, aby ta żywność stanowiła składnik codziennego menu sportowców, ale nawet jeśliby tak było, sportowcy spalają zdecydowanie więcej kalorii niż dzieci, dla których są idolami. Młodzi Brytyjczycy nie zdając sobie z tego sprawy, chętnie jedzą słodycze, frytki i hamburgery, skazując się na problemy z sercem i możliwość zachorowania na cukrzycę.
Działacze chcą więc jak najszybszej interwencji rządu. Problem otyłości porównują do szkodliwości palenia papierosów. Na zakaz palenia w (dotyczy on głównie miejsc publicznych) Wielkiej Brytanii czekano 50 lat od udowodnienia negatywnego wpływu tytoniu na zdrowie.
O niebezpieczeństwie wynikającym z popularności fast foodów aktywiści są przekonani już teraz. Jednak w tym przypadku na wprowadzenie zakazu nie zamierzają czekać kilkudziesięciu lat.
MM