Piękna Barbadoska kontrakt z marką Nivea podpisała w zeszłym roku. Umowa była częścią uroczystych obchodów setnych urodzin znanych kosmetyków i opiewała na kwotę, która wywindowała Rihannę do pierwszej trójki ekskluzywnej listy Forbesa najlepiej opłacanych gwiazd przed trzydziestką.
Wokalistka wystąpiła w urodzinowej reklamie, a Nivea, w ramach wdzięczności, hojnie dorzuciła się do jej trasy koncertowej. Najseksowniejsza kobieta na świecie użyczyła również swojej piosenki „California King Bed” do jednej z reklam Nivea. W oryginalnym teledysku, na wpół rozebrana, zmysłowa gwiazda leży w ogromnym łóżku z przystojnym mężczyzną. W spocie Nivea utwór towarzyszy zwykłym czynnościom kosmetycznym wielopokoleniowej rodziny. Jest niemowlę, kobieta w ciąży, młode małżeństwo i babcia z córką. Wszyscy używają kremu Nivea w kultowej już, niebieskiej puszce. Całość utrzymano w charakterystycznej dla marki estetyce, która nijak koresponduje z estetyką reprezentowaną przez Rihannę.
Oba światy wydają się nie mieć ze sobą absolutnie nic wspólnego. Nieustannie imprezująca, wyzywająca na scenie i prywatnie, często do końca nie ubrana Rihanna nagle utożsamia się z opartą na klasycznych wartościach marką, dla której hasła rodzina, zaufanie i niezawodność są kluczowe. Tego dość osobliwego „odświeżania” marki nie rozumie nowy dyrektor generalny Nivea, Stefan Heidenreich, który jasno dał do zrozumienia, że nie ma możliwości prezentowania ugruntowanych wartości marki w kontekście Barbadoski. Jako komentarz do całego zdarzenia, Rihanna zamieściła na swoim Twiterze zdjęcie Heidenreich z podpisem „komentarz jest zbędny”.
Wygląda na to, że nie ma szans na kontynuację współpracy i Rihanna będzie musiała poszukać nowego sponsora swoich koncertów. Takiego, któremu pełne erotyzmu występy, rozbierane zdjęcia i towarzyskie skandale będą bardziej pasować do wizerunku.
[wrzuta]
AW