Większość kobiet może potwierdzić, że zła fryzura jest synonimem równie złego nastroju. Włosy to niby tylko jedna ze składowych części naszego wizerunku, ale kiedy wyglądają okropnie, my też się tak czujemy. Niesforne kosmyki kręcące albo prostujące się pod wpływem wilgoci, przesuszone końcówki, przyklapnięta grzywka albo to samo upięcie od kilku lat mogą naprawdę wpłynąć negatywnie na nasz nastrój. Zwłaszcza jeśli na ułożenie włosów poświeciło się kilkadziesiąt minut.
Aby odmienić fryzurę, nie trzeba czasem ścinać włosów. Wystarczy je odpowiednio wysuszyć i wymodelować. Z takiego założenia wyszli właściciele nowych salonów fryzjerskich, które nie oferują cięcia, farbowania ani skomplikowanych zabiegów, ale tylko i wyłącznie suszenie oraz układanie. Blow Dry Bary specjalizują się tylko i wyłącznie w tym.
Wizyta trwa ok. 35-40 minut. Włosy są najpierw myte a skóra głowy masowana. Potem ze specjalnego katalogu można wybrać fryzurę, która nam się podoba, a następnie oddać się w ręce stylisty. Na taką przyjemność trzeba wydać 30-40 dolarów (100-130 zł). Klientkom oferowane są też drinki, oczywiście dodatkowo płatne i darmowe przekąski.
Blow dry bary są już hitem w USA i Kanadzie. Ciekawe, kiedy dotrą do Polski...
EM