1280 zł – tyle według badań Deloitte przeciętna polska rodzina planowała wydać na święta. Większość Polaków postanowiła sfinansować je własnymi oszczędnościami lub środkami z karty kredytowej.
Co dziesiąty rodak odpowiadał przed świętami, że zaciągnie pożyczkę w banku lub u bliskich. Według badań TNS Polska zaledwie 3 proc. Polaków zdecydowałoby się na pożyczkę na święta. Jaki z tego wniosek? Polacy są świadomi, że kredyt „zero procent” to mit, a tym zaledwie kilku procentom rodaków decydujących się na kredyt przyjdzie zmierzyć się z kacem moralnym.
Święta to bezzwrotna inwestycja. Pieniądze albo się przejada, albo wydaje na prezenty. Czy się tego chce, czy nie – pożyczoną gotówkę trzeba oddać. Sam koszt kredytu o wysokości 1 tys. zł, zarówno dla klienta stałego, jak i nowego, to w większości banków suma poniżej 100 zł. Przy wydłużeniu okresu kredytowania z 6 do 12 miesięcy jest on niemal dwukrotnie wyższy. W niektórych bankach, czas spłaty kredytu to minimum rok, czyli automatycznie droższy kredyt.
Co ważne, kredyty na święta nie są w żaden sposób okazyjne. Od innych pożyczek w ciągu roku różni je obecność świętego Mikołaja w reklamie. Oprocentowanie i prowizja, poza kilkoma wyjątkami, nie są obniżone. Klientów usiłuje się kusić dodatkowymi świadczeniami typu darmowy assistance i udziałem w loteriach, nie są to jednak chwyty, z których banki rezygnują w pozostałych miesiącach.
Jeśli jednak pożyczka w banku jest konieczna, należy wybrać ofertę o najniższym oprocentowaniu, z możliwością spłaty w pół roku, a gdy brakuje nam tysiąca złotych – nie pożyczać dwóch ani trzech, bo ta pozorna pomoc i zastrzyk gotówki w rzeczywistości oznaczają większe koszty świątecznego szaleństwa.
Spłacanie kredytu jest tym bardziej bolesne, im bliżej jest urlopu. Zamiast odkładania pieniędzy na wyjazd, trwa czas spłaty zobowiązań. I pojawiają się wyrzuty sumienia: za obżarstwo i hojność płaci się pół roku lub rok, a do tego wakacje są skromniejsze lub nie ma ich wcale. Czy kredyt na święta jest tego wart?
MM