Lower Ninth Ward to dzielnica, która ucierpiała podczas huraganu Katrina bardziej niż jakakolwiek inna. Dzielnice biedy w Afryce Południowej słyną z wysokiej przestępczości i zachorowalności na AIDS. Bronx utożsamiany jest z biedą. Co poza niechlubną sławą łączy te miejsca? Jeden z coraz częściej opisywanych trendów turystycznych.
Zwiedzaniu slumsów poświęcona jest książka „Slum Tourism: Poverty, Power & Ethic”. Jej autorzy - Fabian Frenzel, Ko Koens i Malte Steinbrink – piszą o zwiedzaniu biednych dzielnic, zamieszkiwanych często przez imigrantów. Kiedyś wycieczki budziły jednak zainteresowanie głównie aktywistów, dziś także pozostałych turystów, znudzonych tym, co oferują im przewodniki.
Zainteresowanie wycieczkami po slumsach stale rośnie. Jednym z powodów jest chęć pokazania ludziom i zobaczenia przez turystów tego, o czym władze oficjalnie nie mówią: biedy, której temat służby konsekwentnie i z premedytacją pomijają. Wycieczki promowane są więc przez autentyczność doświadczeń, czemu akurat trudno się dziwić.
Przewodnicy każą sobie płacić za wycieczki po najbiedniejszych dzielnicach na całym świecie. Biura turystyczne w ofercie mają Bronx w Nowym Jorku, fawele (dzielnice nędzy) w Brazylii , townships w Afryce Południowej, dzielnicę Kibera w Nairobi oraz Lower Ninth Ward w Nowym Orleanie.
Wycieczki po slumsach oceniane są jednak jako nieetyczne. Powód? Dla turystów to miejsce, z którego wyjeżdża się po dniu lub paru dniach. Dla mieszkańców jest to smutna codzienność, traktowana przez bogatszych jako rodzaj atrakcji. Wreszcie – jest to wzbogacanie się na biednych i czerpanie korzyści z ich dramatu.
Trudno się dziwić krytykom takiej formy spędzania czasu. Wycieczki po slumsach są czymś ekstremalnym, wymagającym bliskiego kontaktu z miejscową ludnością. Problem w tym, że ta społeczność, w przeciwieństwie do przewodników, nie czerpie z tego korzyści, choć mogłoby to być oznaką szacunku dla oglądanych przez turystów mieszkańców i ich domów.
MM